poniedziałek, 14 marca 2016

Rozdział 20: Liczą się nie lata w twoim życiu, tylko życie w twoich latach.

-Leo... bo ja muszę powiedzieć Ci coś ważnego...
-Niki..?!- spojrzał na mnie zadziwiony.
-No bo jestem głodna... - przeciągnęłam ostatnie słowo.
-Wystraszyłaś mnie tak tylko żeby powiedzieć że jesteś głodna..? -zaśmiał się. Pokiwałam głową ledwo powstrzymując śmiech. -Jesteś niemożliwa. -ja tylko się uśmiechnęłam. Wstałam żeby pójść do kuchni gdy Leo chwycił mnie za rękę.
-Leeeeo! Daj mi iść się na jeść...!
-O nieeee.- wyszczerzył swoje zęby.
-Głodna jeeesteeeem!
-Oj wieeeem.
-No to mnie puuuść!
-Niech pomyśle... -stanął i udawał że myśli. -Nie! -rzucił się na mnie i zaczął łaskotać.
-Nooo Leeeeeo! Przeeeeestań!!
-Bo co?
-Bo się obrażę!
-No Niki..!
-No Leeo!
-No cooo?- zaśmiał się a ja przewróciłam oczami. Przynajmniej mnie już nie łaskotał! Chłopak zbliżył się do mnie a ja szepnęłam mu na ucho:
-Jeeeeeść. -próbowałam się nie zaśmiać.
-No idź już po to jedzenie bo jeszcze mi tu padniesz czy co.- odsunął się.
-Chcesz coś? -spytałam jeszcze
-Możesz mi coś przynieść. -uśmiechnął się. Wyszłam z tarasu i po kierowałam się do kuchni. Zrobiłam nam tosty. Wzięłam talerze i spowrotem wróciłam na taras. Leo siedział wpatrzony w telefon. Uśmiechnęłam się pod nosem po czym postawiłam talerz na stoliczku. Usiadłam po turecku i zaczęłam jeść tosty. Nie wiem od kiedy ale w myślach miałam ciągle ten dzień w którym musiałam wyjechać z Polski... ilekroć zamknę oczy widzę to wszystko...  tak wyraźnie... widzę moje pierwsze cięcie... tak bardzo boli... czasem mam wrażenie że nadal tego potrzebuję... jedna samotna łza spłynęła mi po policzku. Wstałam i odnosząc talerz poszłam do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz. Usiadłam na łóżku i podkuliłam nogi. Potrzebowałam obok siebie siostry która mnie wystawiła... znów zaczęłam płakać.
Ktoś zaczął dobijać się do moich drzwi.
Zignorowałam ten fakt i udawałam że śpię. Było to nie lada wyzwaniem bo ciągle miałam ochotę pociągnąć nosem.
W końcu pukanie ustało. Chciałam się schować. Usiadłam przy oknie. Zaraz pod oknem był mały spadzisty daszek. Otworzyłam okno i weszłam na ten dach. Usiadłam sobie na dachówce i znów zaczęłam myśleć. Mój telefon dzwonił trzy czy cztery razy ale teraz nic nie było ważne. Bałam się każdego słowa, każdego kroku... każdego nagłego ruchu. Miałam wrażenie że zaraz zemdleje. Wróciłam do pokoju i zamknęłam okno. Otworzyłam drzwi i zeszłam na dół po coś na ból głowy. Na dole nie zastałam nikogo. A może to i lepiej? Szybko wzięłam tabletkę i popiłam wodą.  Nagle poczułam czyjeś ręce na mojej talii. Odwróciłam się a za mną stał Leo.
-Spałaś? -spytał gdy mnie zobaczył.
-Tak spałam. -Nie zdążyłam powiedzieć nic więcej bo przerwał mi pocałunkiem.
Gdy już przestał ruszyłam do mojego pokoju. Ledwo stałam na nogach więc teraz naprawdę chciałam iść spać.
Wchodząc na schody zachwiałam się i jeszcze moment a bym spadła.
-Nic Ci nie jest Niki?!- usłyszałam głos za mną. Ledwo się odwróciłam a Leo stał już przy mnie.
-Źle się czuję. Głowa mnie troszkę boli.
-Niki może trzeba iść do lekarza?
-Nie przed chwilą wzięłam tabletkę na ból głowy i teraz idę się położyć.
-Jesteś pewna?
-Tak.
-Ale idę z tobą. Jeszcze się wywalisz i co by było? - zaśmiał się na co przewróciłam oczami i znów zaczęłam wspinać się po schodach. Ledwo weszłam na drugi schodek a już trzymałam się z Leo za rękę. -Ja mówiłem prawdę. -wyszczerzył swoje zęby a ja się tylko uśmiechnęłam. Z pokoju siostry było słychać błagalne krzyki pomieszane ze śmiechem.
-Przy takich krzykach to ja nie zasnę. -zaśmiałam się.
-To chodź do salonu.
-Niee chceee mii się...
-Leń!
-Twój leń.
-Mój -chłopak się uśmiechnął. Byliśmy już pod moim pokojem. -No to dobranoc księżniczko. -powiedział i mocno mnie przytulił.
-A nie możesz zostać ze mną...?
-Mogę -uśmiechnął się
-Więc zostań ze mną. -przytuliłam się do niego jeszcze mocniej.
-Zostanę. -zamknęłam oczy i tylko poczułam jak odrywam się od ziemi. Szybko otworzyłam oczy.
-Leeeeo! Puuuść mnieee!- zaczęłam się śmiać. W jednym momencie głowa przestała mnie boleć i wrócił chumor.
-Jak sobie chcesz.- dosłownie rzucił mnie na łóżko, po czym poszedł zamknąć drzwi. Usiadłam na łóżku gdy ten wracał już do mnie. Spojrzałam na niego wzrokiem który był w stanie zabić. Leo uśmiechnął się i usiadł obok mnie. Chcąc udawać obrażoną odwróciłam głowę ale zaczęłam się śmiać ponieważ ktoś zaczął mnie łaskotać. Ciekawe kto?
-Leeeeo! Nieeee! Przeeeeestaaaań! Proooszę!! Nieeee łaaaskocz mnieee!
-Czemu miałbym przestać? - wyszczerzył zęby. - Lepiej wyglądasz jak się śmiejesz!
-To miał być komplement, Miś?
-A nie był?
-Nie wyglądało -pokazałam mu szereg moich zębów.
-Jeśli chcesz mogę walnąć lepszy.
-Słucham.
-Jesteś najlepszą, najpiękniejszą i najwspanialszą dziewczyną jaką dane mi było poznać. Kocham Cie my Polish Queen.- ostatnie zdanie powiedział po polsku. Mocno go przytuliłam i jedna łza spłynęła mi po policzku. -Coś się stało Niki...? -nie ukrywał zdziwienia.
-Spełniłeś moje marzenie...
-Kontynuuj. -spojrzał na mnie.
-Bo wiesz jeszcze jak mieszkałam w Polsce to chciałam pójść na Wasz koncert ale zawsze coś nie wychodziło. Zawsze chciałam Was usłyszeć na żywo.
A teraz ty tak po prostu siedzisz obok mnie. -próbowałam się uspokoić.
-No widzisz. Siedzę obok Ciebie a nawet przytulam. Nic nie jest niemożliwe.
-Ja jestem, zapomniałeś już? - zaśmiałam się.
-O Tobie nigdy.
-Słodki jesteś.
-Nie jestem.
-Ze mną się nie kłóci.
-No ale nie jestem.
-Leo...
-Niki...
-To moje imię.
-Nie miałaś iść przypadkiem spać?
-Nie chce mi się.
-Niki leniu!
-No coo?
-Kładź się spać.
-Nie chce mi się.
-Niki...
-No dobra. Ale ty nigdzie nie idziesz.
-Nie mam gdzie.- położyłam się obok chłopaka i nie minęła chwila a ja już spałam.

*Marceline*
Podczas filmu dużo rozmawialiśmy. Tak naprawdę film był tylko pretekstem żeby spędzić czas razem. Siedzieliśmy na moim łóżku przez co byłam trochę niespokojna po od zawsze pod poduszką mam żyletkę. Wiem jestem nie poważna ale przyzwyczajenie. Staram się nie ciąć ale nie zawsze wychodzi. Przez cały pobyt w szpitalu spałam niespokojne bo pod poduszką nie było tego małego niszczyciela życia. Gdy film się skończył było jeszcze dosyć wcześnie. Wstałam chcąc się wyprostować ale chwilę później byłam już w powietrzu.
-Chaaarliee! Pooostaaaw mnieee!- zaczęłam błagać bo boję się wysokości.
-Nie widzę takiej potrzeby.- uśmiechnął się po czym zaczął biegać ze mną po pokoju. Nie mogłam opanować śmiechu.
-Prooooszę poooostaw mnieeee!
-Skoro tak ładnie prosisz...
-Chaaaarlieeee!
-No już. -postawił mnie a ja zaczęłam uciekać po schodach. Zbiegłam na dół i przez werandę wyszłam na ogród. Chwyciłam szlaufa i schowałam się za ścianą. Gdy Charlie wszedł do ogrodu zaczął mnie wołać a gdy podszedł bliżej nadal mnie niewidząc ja wyskoczyłam i oblałam go wodą z węża ogrodowego. Śmiałam się niemiłosiernie. Blondyn był tak przemoczony że nawet suchej nitki na nim nie było. Gdy już pojął co się stało zaczął biec w moją stronę. Szybko rzuciłam szlaufa i zaczęłam uciekać. Biegaliśmy po całym ogrodzie. W końcu mój organizm zaczął odmawiać posłuszeństwa i musiałam stanąć bo kto wie jakby się to mogło skończyć. Położyłam się na trawie i próbowałam się uspokoić. Zamknęłam oczy i wsłuchiwałam się w bicie serca. Starałam się zacząć normalnie oddychać ale nie wychodziło. Mój spokój nie trwał długo bo gdy tak leżałam przybiegł Charlie z szlaufem no i... byłam już cała mokra.
-Ej! Przez Ciebie jestem mokra!
-Zemsta, słodka zemsta- wyszczerzył się.
-Egh... Ale ja byłam grzeczna!
-Nie wydaje mi się.
-Uważaj sobie.
-Bo co?
-Bo kur... nic- zaklnęłam po polsku.
-Zapomniałaś że nie rozumiem Polskiego?
-Nie, nie zapomniałam ale dziewczynom nie wypada tak mówić. -zaśmiałam się.
-Czy ja o czymś nie wiem?
-Możliwe.
-Taka chcesz być tajemnicza?
-Nie wiem o czym mówisz.
-Tak jasne.- zaczął wiać mocniejszy wiatr co sprawiło że zaczęło mi być zimno. Bardzo zimna bo aż się zatrzęsłam. - Zimno ci? Cała się trzęsiesz.
-Jest dobrze. Ale idę się przebrać z tych mokrych ubrań.
-Ja chyba też.
-Chyba? Jesteś mokry jak szczur!
-I kto to mówi?
-Ja. -zaśmiałam się.
-No chodź tu i mnie przytul.- podszedł do mnie z rozłożonymi rękami.
-Idź sobie! Będę jeszcze bardziej mokra! -krzyknęłam i zaczęłam uciekać.
-Oj Cysiu, Cysiu.
-Nie mów taaaak.
-A Niki może?
-Niki to jełop któremu nic się nie da wytłumaczyć. Ona to wyjątek.
-Jak ty o siostrze mówisz?
-Bardzo ładnie -uśmiechnęłam się.
-Dobra. Ja idę się przebrać.
-No ja też. -wbiegłam po schodach na górę. Wzięłam jakaś koszulkę która zakrywa brzuch i czerwoną bluzę z kapturem a do tego jakieś dość krótkie spodenki. Weszłam do łazienki i się przebrałam. Bluzę założyłam wychodząc z łazienki i jak zawsze chciałam ubrać kaptur ale w moim pokoju była moja siostra. Ledwo powiedziałam jedno słowo a ta rzuciła się na mnie ja głupia.
-Siooooostraaaaa. Nuuuuudziiii miiii się!
-Jesteś głupia. A gdzie twój chłopak?
-Śpi. No weź spędź trochę czasu ze mną!
-Spadaj.
-Wychodzicie gdzieś?
-Nie wiem. Zostałam brutalnie oblana za pomocą węża ogrodowego więc musiałam się przebrać.
-Kto zaczął?
-No oczywiście że ja.
-Głupia.
-Też Cię lubie Zgredku.
-Dobra Maniek, ja już idę.
-Pa.
-Bay.- gdy siostra wyszła chwyciłam telefon i założyłam kaptur po czym zeszłam do kuchni. Musiałam wziąść leki. Gdy już połknęłam ostatnią tabletkę usiadłam na blacie kuchennym i zaczęłam przeglądać portale społecznościowe. Oczywiście w kapturze.
Kiedy tak sobie siedziałam i byłam skupiona ma telefonie do kuchni wszedł Charlie oczywiście mnie wystraszył.
-Co to w kapturze w kuchni?
-Nie strasz mnie!
-Nie mam bladego pojęcia o czym mówisz. Ja jestem grzeczny.
-Ciota.- powiedziałam po polsku.
-Coś mówiłaś?
-Nie nic.- pokazałam mu język.
-Nie przeginaj. Jesteś młodsza.
-Oj tam. W sierpniu kończę 17 lat.
-Warto wiedzieć.
-Dobra co chcesz?
-Spędzić z Tobą czas?
-Czemu odpowiadasz pytaniem?
-Bo mogę?
-Dobra stop. Co robimy?
-Chodź za mną. -chwycił moją rękę. Wyszliśmy z domu a ja nie wiedziałam gdzie idziemy. Po drodze cały czas się wygłupialiśmy. Szłam posłusznie za chłopakiem. Byłam bardzo ciekawa gdzie idziemy. Nie musiałam długo myśleć bo już byliśmy pod parkiem naprzeciw studia taty.
-Po co tu przyszliśmy? -spytałam.
-Bo to jedyny park jaki tutaj znam?
-Mam rozumieć że będę Ci musiała pokazać jakiś inny. Zgadza się?
-Nic nie musisz Mercy.
-W takim razie chodź za mną. -zaczęłam iść w stronę wyjścia ale chłopak mnie zatrzymał. Odwróciłam się w jego stronę.
-Zostajemy tutaj.
-No niech Ci będzie.
-Zdejmij ten kaptur.
-Nie chce mi się.
-Mam Ci pomóc?
-Yhy...- szybkim ruchem ręki zdjął mi kaptur z głowy. Zaśmiałam się.
-No. I tak ma być.
-Ale ja wolę być w kapturze.
-Ale bez niego widać twoje oczy.
-Dlatego też wolę mieć go na głowie.
-Czyżby chumor dopisywał?
-Nie do końca.
-Coś się stało?
-Nie, wszystko jest w porządku. -spuściłam głowę i znów założyłam kaptur. Na tle tych wszystkich ludzi w koszulkach na ramiączkach wyglądałam co najmniej dziwnie. Bałam się, że mogą sobie pomyśleć, że się tne. Nawet jeśli to prawda to wolę żeby świat nie wiedział. Zaczęliśmy spacerować po parku w ciszy. Nie czułam potrzeby żeby odezwać się chociażby pół słowem.
-Marceline, na pewno nie jest Ci gorąco?
-Nie, jest dobrze.- starałam się nie pokazywać mojej złości.
-Może lepiej będzie jak ją ściągniesz?
-Nie...!
-Ale tu jest tak gorąco że jeszcze jakiegoś udaru słonecznego dostaniesz...
-W takim razie wracam do domu! Tam na pewno nie dostanę udaru słonecznego...!-odwróciłam się na pięcie i poszłam do domu.

*Nicole*
Gdy wstałam Leo leżał obok i chyba spał. Wypełzłam spod objęć bruneta i udałam się do pokoju siostry. Cysia była w łazience więc usiadłam na jej łóżku. Gdy wyszła chwilę porozmawiałyśmy i poszłam do siebie. Wzięłam laptopa i zeszłam na dół oczywiście na werandę. Miałam dużo nieprzeczytanych wiadomości więc miałam dużo do roboty. Nie powiem że szło to opornie przez pewne maile które wzruszyły mnie do łez. Po dłuższym czasie na werandę przyszedł Leo.
-Nareszcie! Ile można czekać? -Zaśmiałam się.
-Gdybym nie ogarnął że poszłaś to jeszcze długo.
-Oke...?
-Wiesz gdzie się podziały blondaski?
-Wyszli gdzieś. -Gdy dokończyłam zdanie usłyszałam trzask drzwi. -Oho. Właśnie wrócił jeden blondasek.
-Czemu tak uwarzasz?
-Kojarzę fakty.
-Tłumacz.
-Marceline wyszła z kapturem na głowie.
-Czemu?
-Cysia ma czasem takie dni lub momenty w których, w kapturze na głowie czuje się najlepiej. Niestety...
-Czyli poszło o kaptur?
-Najpewniej.
-Od kiedy tak ma?
-Od kilku miesięcy. Leo, ja chyba muszę do niej iść... boję się że...
-Idź. Ona potrzebuję teraz Twojego wsparcia.
-Jakby wrócił Charlie powiedz mu żeby pod żadnym pozorem nie przychodził do pokoju Marceline.
-Powiem.- szybko wybiegłam z tarasu. Po kierowałam się w stronę pokoju siostry. Zaczęłam pukać do drzwi. Nic. Z każdym uderzeniem coraz mocniej. Nadal nic. Nagle przypomniałam sobie że mam zapasowy klucz do "drzwi" jej "balkonu". Pobiegłam po niego do swojego pokoju a gdy już go znalazłam szybko zbiegłam na dół. Wbiegłam na werandę i podeszłam do owych "drzwi". Powoli przekręciła klucz i po cichu weszłam do ulubionego miejsca mojej siostry. Również cicho zamknęłam drzwi i ponownie przekręciłam klucz. Teraz już z impetem otworzyłam drzwi prowadzące do pokoju siostry. Marceline odskoczyła od biurka.
Była cała czerwona z płaczu.
-Siostra wyjdź. Nie mam teraz ochoty na pogadanki.
-Jeśli myślisz że tak po prostu wyjdę i pozwolę ci na zrobienie czegoś głupiego. To się grubo mylisz.
-Wyjdź!
-W takim razie oddajesz mi wszystkie żyletki, noże, linijki i inne ostre  przedmioty.
-Po co chcesz tu być? - westchnęła.
-Chce Ci pomóc.
-Niki... ja... yh... no... tak wyszło... że...
-Poszło o kaptur?
-Tak...
-Marceline co się z tobą dzieje?!
-Wyjdź! Nie mam zamiaru słuchać o tym co jest ze mną nie tak!
-Marcelina...!
-Wynocha! Stajesz się taka jak oni! Rozpuszczona gwiazdeczka która myśli że wszystko jej wolno! Wyjdź!
-Ty... -zalałam się łzami. Otworzyłam drzwi i wybiegłam z pokoju siostry. Wchodząc do siebie tak trzasnęłam drzwiami że chyba cały do mnie słyszał.

*Marceline*
Po kłótni z siostrą zaczęłam płakać. Żeby zagłuszyć mój szloch włączyłam moją ulubioną piosenkę: " Anna Blue - Silent Scream ". Po dłuższym czasie wzięłam pieniądze, telefon i wyszłam. Zanim jednak udałam się w miejsce docelowe zastanowiłam się czy naprawdę tego chce. Zacisnęłam ręce i poszłam do pircera (zabijcie mnie nie wiem jak się to piszę xD - Autorka). Już od dłuższego czasu planowałam zmianę wyglądu ale dzisiejszy dzień przyspieszył podjęcie decyzji. Zrobiłam sobie kolczyk w wardze (Taki jak ma Zoe na "teledysku" do powyższej piosenki. -Autorka) po czym poszłam do galerii po jakieś ciuchy. Kupiłam to czego potrzebowałam. No może oprócz "rękawa" (?) (Również chodzi o Zoe. Ten jakby rękaw jest czarno-biały w paski. -Autorka). Postanowiłam że jak wrócę do domu to najwyżej zamówię taki na ebay'u. Niepostrzeżenie weszłam do mojego pokoju i zamknęłam drzwi. Włączyłam laptopa i gdy znalazłam to czego szukałam złożyłam zamówienie. Wyłączyłam laptopa i ponieważ było już późno zrobiłam całą wieczorną rutynę i poszłam spać.

*Nicole*
Gdy już się wypłakałam poszłam pod prysznic. Zrobiłam to co zawsze wieczorem i poszłam spać.

xxRANOxx

Wstałam bardzo wcześnie rano. Szybko wykonałam poranną rutynę i zbiegłam na dół. Chwilę oglądałam jakiś film ale zgłodniałam. Wstałam i zaczęłam kierować się w stronę kuchni. Nagle na schodach pojawiła się Marceline. Byłam zszokowana jej wyglądem...


Przepraszam że tak długo nie było rozdziału ale pewne sprawy mnie przerosły. Mam nadzieję że rozdział się spodobał ^^
Besoski :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz