*Marceline*
Wstałam w środku nocy. Usiadłam na łóżku i ogarnęłam że na biurku leży mój rysunek... szybko pobiegłam i wrzuciłam go do szafki mając nadzieję że nikt go nie widział. Znów wróciłam na łóżko. Usiadłam i włączyłam telefon. Nie chciałam sprawdzać żadnych portali społecznościowych ale miałam nadzieję że coś ciekawego znajdę do roboty... odłożyłam telefon i usiadłam po turecku. Zastanawiałam się nad wszystkim. W pewnym momencie przez głowę przeleciała mi pewna myśl...
'A może by tak zrobić jedną małą linie?'
Zaczęłam kołysać się do przodu i do tyłu. Wyglądałam jak psychicznie chora... w sumie nic nowego. Gdyby nie fakt że było po północy wyszłabym z domu. Wyszłam z pokoju i po cichu zeszłam po schodach. Poszłam na werandę. Usiadłam na kanapie i wpatrywałam się w padający deszcz. Zastanawiałam się czy to wszystko ma sens. W końcu :
'Rodzimy żyć, żyjemy by umierać "
Miałam ochotę zostawić wszystko i uciec stąd. Byłam, jestem i zawsze będę nikim. Nie wiem czemu przez chwilę myślałam że jestem dla kogoś ważna. Gdy zrobiło mi się zimno okryłam się kocem i znów zaczęłam zastanawiać się nad sensem życia, istnienia i ogólnie wszystkiego.
Po jakiego ja tu jestem?! Przecież nikt mnie nie potrzebuje! Jestem tylko czymś co zatruwa życie innym! Jestem nikim!
Zaczęłam płakać. Nie dało się ukryć że to boli bardziej niż cokolwiek innego. Przez chwilę wierzyłam że ktoś mnie potrzebuje. To była tylko aluzja. Przez cały ten czas myślałam że mam jakąś misje na tej ziemi ale teraz wiem że nie. Starałam się powstrzymać łzy aby nikogo nie obudzić ale było to zbyt trudne. W pewnym momencie zaczęło mnie kuć w sercu.
"Super. Jeszcze tego mi brakowało "
Szepnęłam. Spróbowałam wstać aby zażyć leki ale nie udało mi się. Z każdą chwilą kuło jeszcze mocniej. Gdy w końcu udało mi się wstać ruszyłam do pokoju. Na schodach zakręciło mi się w głowie i straciłam czucie w nogach. Spadłam i straciłam przytomność.
*Nicole *
W nocy obudził mnie jakiś huk. Myślałam że mi się wydawało więc próbowałam zasnąć. Nagle na dole usłyszałam czyjś głos:
-Marceline!? -słysząc to od razu zbiegłam na dół. Światło się świeciło a na schodach leżała nieprzytomna Marceline. Spojrzałam na blondyna który dzwonił po pogotowie. Na próżno próbowałam ją obudzić. Gdy chłopak się rozłączył ja już płakałam.
-Co jej odwaliło żeby po nocach chodzić po domu?!- krzyknęłam
-Marceline bierze leki prawda? Może chciała zejść po wodę? Czasem nie musi brać leków nocą?
-Jeżeli coś kuję ją w sercu to musi... ale jeszcze nigdy nie zaszło to aż tak daleko. Boję się że Leo miał rację i ona chciała sobie coś zrobić...
-Nie mów tak. Obudź waszego tatę i powiedz co się stało. Jeśli pogotowie przyjedzie zanim przyjdziecie pojadę z nią a wy dojedziecie.
-Dobra... -szybko pobiegłam po tatę. Obudziłam go i powiedziałam o całej sytuacji. Weszliśmy do salonu w momencie kiedy weszli lekarze. Niestety nikt nie mógł pojechać z moją siostrą.
Tata i Charlie ubierali się aby pojechać zaraz za pogotowiem do szpitala.
-Pojadę z Wami!- powiedziałam.
-Nicole nie możesz -powiedział tata
-Nie zostawie jej samej!
-Nie będzie sama!
-Obiecałam jej! Nie mogę jej zostawić!
-Nicole spróbuj zasnąć. Jak coś się stanie napiszę do Ciebie.- obiecał blondyn
-Proszę..! -byłam cała we łzach.
-Nicole nie. My jedziemy. - powiedział tata i wyszedł z domu.
-Będzie dobrze młoda.- Chłopak wyszedł zostawiając mnie samą. W tym momencie wybuchłam płaczem. Usiadłam na sofie ledwo powstrzymując łzy. W tym momencie do salonu wszedł Leo. Spojrzałam na niego a on usiadł obok mnie i spytał:
-Nicole? Coś przegapiłem?
-Marceline zemdlała kiedy prawdopodobnie szła żeby wziąść leki. Ja się o nią boje! Boje się że ona naprawdę chciała coś sobie zrobić!
-Ej. Nie martw się. Na pewno będzie dobrze. Musimy mieć nadzieję
-Leo...
-Słucham księżniczko.
-Ja słyszałam jej ostatnią rozmowę z lekarzem i...- urwałam bo znowu łzy zaczęły spływać po moich policzkach. - I ona prawdopodobnie powoli umiera...
-Nicole! Nie wolno Ci tak myśleć!
-Ale ja wszystko słyszałam!
-Nie wszystko co usłyszysz jest prawdą.
-Pytałam się jej czy to prawda...
-I co ci powiedziała?
-Prawde. Że to wszystko prawda.
-Musisz mieć nadzieję.
-Ale nie potrafię! Ja wiem że ona umiera powoli i boleśnie!
-Nie mów tak. Wszystko będzie dobrze.
-Nic nie będzie dobrze! Rozumiesz Leo?! Nic się nie ułoży bez niej! Ona jest tutaj i zawsze się mną opiekuję. Nawet jeśli nie potrzebuje tego. Ona po prostu jest. I musi być! Bez niej to nie to samo!
-Nicole. Wszystko ma początek i wszystko ma też swój kres.
-Ona musi być. Musi!- chłopak już nic nie mówił tylko mocno mnie przytulił. Nie potrafiłam się uspokoić. To wszystko było dla mnie zbyt trudne do pojęcia. Siedziałam tylko wtulona w Leo i płakałam. Nie wiem jak i kiedy ale zasnęłam opierając się o chłopaka.
*Rano*
Gdy obudziłam się byłam przykryta kocem a obok mnie siedział Leo i oglądał telewizję. Podniosłam się żeby usiąść.
-No hej.- uśmiechnął się chłopak.
-Cześć. - powiedziałam ziewając.
-Jak się czujesz?
-Nadal się boje...
-Jak zjesz śniadanie możemy się przejść do szpitala zobaczyć czy wszystko ok.
-A poszedłbyś ze mną?
-Jeśli chcesz.
-Dziękuję. -uściskałam chłopaka i wstałam żeby zrobić sobie śniadanie.
Po śniadaniu weszłam na górę się ogarnąć. Ubrałam pierwszą lepszą bluzę z długim rękawem i jeansy. Zeszłam na dół gdzie czekał brunet. Podeszłam do niego i pocałowałam w policzek.
-A to za co?- spytał zdziwiony.
-Tak po prostu. -uśmiechnęłam się.
-Chodź już. -wziął mnie za rękę i wyszliśmy z domu. Zamknęłam go na klucz i schowałam klucz do kieszeni. Trzymałam chłopaka za rękę i ruszyliśmy w stronę szpitala gdzie był lekarz siostry.
Przez większość drogi szliśmy nie odzywając się. W pewnym momencie zauważyła nas grupka bambino i gdy podeszły do nas ja poczułam się dziwnie bo przecież trzymałam się z Leo za rękę. Mimo iż chciałam ją wziąść chłopak nie chciał mnie puścić. Dopiero w momencie gdy jedna z dziewczyn chciała zrobić z nim zdjęcie puścił mnie. Stanęłam troszkę dalej i podeszła do mnie jedna z tych dziewczyn
-Ty jesteś Nicole..?
-Tak.
-Dziękuję Wam. Tobie i Twojej siostrze.
-Nie dziękuj. Po prostu ciesz się chwilą.
-A mogę wiedzieć co jest Marceline? Charlie napisał na ich fanpage że są w szpitalu bo coś jej się stało.
-Marceline ma wadę serca i ostatnio dużo się dzieje. Tylko niech to zostanie między nami.
-Mogę Wam jakoś pomóc?
-Trzymaj kciuki.
-Dobrze. Dziękuję jeszcze raz.- przytuliłam dziewczynę i zrobiłam z nią zdjęcie. Chwilę później Leo już był wolny i znów chwycił moją rękę.
-Leo dziwnie się czułam gdy przy bambino trzymałeś mnie za rękę... tak jakby dawały mi do zrozumienia że jestem nikim i nie mam prawa rozmawiać z tobą... ale nie wiem czy o to im chodziło -O nic się nie martw księżniczko. - zatrzymał się i pocałował mnie.
-Ludzie się patrzą...
-Cuda są do podziwiania księżniczko.
-Chodziło o ciebie czy o mnie?
-O ciebie.- uśmiechnął się.
-Chodź już bo chcę jak najszybciej być przy Marceline.
-No dobrze.- ruszyliśmy. Po niecałych pięciu minutach byliśmy na miejscu. W korytarzu widziałam tatę. Puściłam Leo i pobiegłam zapytać się jak z siostrą.
-Już jest przytomna. Możesz wejść do niej. Jeśli chcesz.
-Jeszcze się pytasz?!
*Marceline*
Nie wiem co działo się odkąd spadłam na schodach. Obudziłam się w szpitalu a obok mojego łóżka siedział Charlie.
-Charlie? Jak ja się tu...?
-W nocy straciłaś przytomność i huk po twoim upadku mnie zbudził więc postanowiłem zobaczyć co się dzieje ty lezałaś nieprzytomna na schodach reszte chyba jesteś w stanie sobie wyobrazić?
-Tak... chyba tak...
-Czekaj zawołam lekarza.
-Po co?
-Musimy być pewni że z tobą jest dobrze.
-Nie jest... nigdy już nie będzie dobrze...
-O tym pogadamy po badaniach.
-Nie... nie potrzebuje badań. -chłopak już nie słyszał. Chwile później wrócił razem z moim lekarzem na salę. Mój stan jest w miarę stabilny ale muszę zostać jakiś czas na obserwacji. Gdy doktor wyszedł Charlie usiadł na krześle i chwycił moją rękę. Popatrzyłam się tylko na niego.
-Marceline...
-Nie mów już tak do mnie... nie lubię swojego imienia...
-Więc jak mam mówić? -uśmiechnął się
-Nie wiem.
-Mercy?
-Tak jak mówiła mi mama...- otwarłam łzę
-Jeśli nie chcesz...
-Wolę to niż "Cysia"
-Dobrze. Ale wracając. Pamiętasz jak pisaliśmy razem ten refren?
-No tak.
-No więc myślałem że zostawiłem u ciebie piórko od gitary i gdy spałaś pukałem chwilę a gdy się nie odezwałaś to wszedłem zobaczyć czy faktycznie zostawiłem to piórko...
-Do czego zmierzasz?
-Widziałem twoją pracę...
-Charlie...
-Co się dzieje? Czemu nic nam nie mówisz? My chcemy Ci pomóc.
-Żebyście później gdy skończycie współpracę z tatą zostawili mnie z moimi problemami a nawet mnie wyśmiali jaka jestem głupia?
-Marceline! Skąd ci to przyszło do głowy?! -Ja wiem swoje...
-Nie myśl tak. Kiedyś współpracę z twoim tatą skończymy ale nigdy Cię nie wyśmiejemy. Nigdy też Cię nie zostawimy. Tylko daj sobie pomóc...
-Mi się nie da pomóc... -powiedziałam odwracając wzrok. Nie chciałam aby widział jak płacze. Nagle to pokoju wparowała Niki:
-Marcelina! Przepraszam!- powiedziała po polsku. Szybko otwarłam łzy
-Już dobrze. Nic się nie stało. -również mówiłam po polsku. Próbowałam wymusić uśmiech.
-Jak się czujesz?
-Było lepiej. Bardzo boli mnie serce.
-Może pójdę po lekarza?
-Nie! Nicole to tylko chwilowe!
-Marcelina nie. Idę po lekarza.
-Nie proszę zostań ze mną! -spojrzała na mnie pełna żalu bo chyba zrozumiała czemu nie chcę żeby wychodziła.
-Charlie możesz iść po lekarza? -zwróciła się do chłopaka.
-Coś się stało?!
-Po prostu idź po lekarza. - Charlie wyszedł a siostra usiadła na krześle.
-Co jest siostra?
-Bo... można powiedzieć że tak jakby pokłóciłam się z Charliem...
-Co?! Marcelina!
-Nicole ty nie rozumiesz!
-Czego?! Marcelina ogarnij się!
-Ale... o ku..!
-Co jest?! Marcelina?!
-Moje... ał...
-Marcelina! Matko!? Co ci jest?!- w tym momencie urwał mi się film. Zamknęłam oczy i...
*Nicole*
Marceline straciła przytomność podczas naszej rozmowy. Szybko wybiegłam z sali przed którą zastałam Charliego z lekarzem.
-Marceline..! Ona zemdlała!
-Czekaj co?!
-No rozmawiałyśmy i ona straciła przytomność! Wszystko będzie dobrze?! Prawda?!
-Miejmy nadzieję.
-Nie zostawie jej teraz! Nie teraz!
-Nicole nie. Ja...
-Nikt nie wejdzie.- przeszkodziła pielęgniarka. Zaczęłam płakać. Wtedy zauważyłam że Leo cały czas stał obok mnie. Od napływu emocji zakręciło mi się w głowie więc usiadłam i płakałam dalej. Brunet usiadł obok mnie i mocno mnie przytulił. W tym momencie miałam tylko nadzieję że z siostrą będzie wszystko dobrze.
-Nicole odwieźć Cię do domu?- spytał tata
-Nie! Ja jej nie zostawię!
-Niki musisz odpocząć od tych wszystkich stresów. Pojadę z tobą. -odezwał się Leo a Charlie tylko kiwnął głową na znak że powinnam iść.
-Macie do mnie zadzwonić. Jeśli się obudzi muszę wiedzieć!
-Nie martw się. Zadzwonie.- powiedział blondyn a ja mu uwierzyłam.
-Chodźmy już. -tata wstał i wyszedł. Leo podał mi rękę żebym mogła wstać. Wyszliśmy ze szpitala i tata odwiózł nas do domu. Otworzyłam dom i szybko pobiegłam do pokoju. W drodzę do domu powstrzymałam łzy ale w moim pokoju już nie. Podeszłam do biurka i wyciągnęłam żyletkę. Kiedy byłam już blisko skóry do pokoju wszedł Leo a ja wypuściłam ją z ręki.
-Nicole czy ty...?
-Ja nie mogę! To jest zbyt silne! To woła po nocach bo ja tego chce! A teraz jeszcze Marceline!
-Chodź siadaj na łóżku. -zrobiłam to o co prosił. - Księżniczko, pamiętaj że jesteś najpiękniejsza z bliznami czy bez ale to nie rozwiązuje problemów. Jesteś silna i nigdy się nie poddawaj. Zrób to dla Marceline. Pokaż światu że potrafisz pozbyć się tego uczucia które każe ci robić sobie krzywdę.
-Nie umiem... nie umiem...
-Umiesz. Tylko musisz w to uwierzyć.
-Leo...- przycichłam trochę.
-Co jest Księżniczko?
-Boję się...
-Czego się boisz?
-Że stracę Ciebie i Marceline...
-Nie bój się. Ja będę z tobą. -spojrzałam mu w oczy a on mnie pocałował. Po chwili ciszy odezwałam się:
-Leo, czemu ja?
-Nie rozumiem...?
-Na świecie jest tyle dziewczyn które za tobą szaleją a ty zamiast odpisywać im na tysiące wiadomości rozmawiasz ze mną, dziewczyną która się tnie...
-Bo jesteś moją księżniczką.
-Leo nie...
-Dla mnie zawsze nią będziesz. Tylko następnym razem nie próbuj wracać do tamtej przeszłości.
-Nie dam rady... to jest zbyt silne...
-Dasz radę. Wierzę w Ciebie.- Już nic nie mówiłam. Siedziałam tylko i myślałam nad wszystkim. Nagle zadzwonił telefon...
Więc oto 16 rodział! Mam nadzieję że się podoba^^
Miłego czytania^^
P.S.
SPOKOJNIE DO KOŃCA HISTORII JESZCZE OK 14 ROZDZIAŁÓW!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz