wtorek, 23 lutego 2016

Rozdział 9: Dobroć dawana innym zawsze do nas wraca

*Marceline*
-A więc słuchaj...-powiedziałam i zaczęłam czytać -
"Podoba mi się! "
"Super Wam wyszło! "
"Czekam na kolejne piosenki!"
"Świetny klip!"
-Widzisz!! Widzisz!! Udało się!! Udało!!
-Widzę!  Widzę!!  Nie mogę w to uwierzyć!
-Uwierz!! Uwierz! O matko! Tyle marzeń jednego dnia!! Tyle szczęścia!!
-Tyle! Patrz ile komentarzy! Patrz ile pozytywnych opinii!  Nicole!  Widzisz!?
-Widzę!!  To teraz wieczór filmowy! Filmy, pizza,  popcorn i tylko my dwie! Na uczczenie sukcesu!
-Więc chodźmy!- zbiegłyśmy na dół chwyciłam telefon i zamówiłam naszą ulubioną pizze Margaritę. Włączyłam pierwszy sezon naszego ulubionego serialu. Podczas trzeciego odcinka przyjechała pizza. Do samego wieczora siedzałyśmy i oglądałyśmy filmy i umierałyśmy ze śmiechu. W pewnym momencie zasnęłyśmy na sofie.

*Nicole*
Rano obudziłam się na sofie przygnieciona przez nogi siostry. Zwaliłam ją z sofy a ona popatrzyła na mnie zdziwionym wzrokiem.
-Ej!  Ja chciałam pospać!
-Jestem głodna!  Marceline zrób mi naleśniki!
-A co ja jestem? Zrób sobie płatki z mlekiem a mi daj spać! - Marceline chwyciła poduszkę i położyła sobie pod głową.
-Leń! Myślałam że nikt nie jest bardziej leniwy ode mnie!- zaśmiałam się.
-Nie nudź i daj mi spać! -mruknęła.
-Ale później nie proś o przysługę!
-Nie będę! A teraz daj mi spać!
-A idź ty! Pogadamy potem!- wyszłam z salonu w wczorajszych ubraniach. Zrobiłam sobie śniadanie i wróciłam do salonu. Marceline nadal leżała na ziemi teraz pod kocem. Usiadłam na sofie i zaczęłam oglądać filmy w końcu Marceline wstała.
-No wyspać się nie dasz!
-Zrób sobie śniadanie i siadaj obok mnie- uśmiechnęłam się Marceline zrobiła to co powiedziałam. Gdy już zjadłyśmy śniadanie poszłyśmy na górę się przebrać. W końcu cały dzień i całą noc byłyśmy w tych samych ubraniach. Oczywiście ja ogarnęłam się szybciej i zeszłam na dół. W salonie przed telewizorem siedzieli chłopaki.
-Chyba była tutaj niezła impreza! - powitał mnie Leo.
-Sukces trzeba świętować. - uśmiechnęłam się do niego. I usiadłam obok. Chwilę później przyszła Marceline.
-Witam ekipę -zaśmiała się.
-No hej.- przywitał ją Charlie.
-Siema! - kiwnął głową Leo.
-Co wy na to...- zaczął Charlie- żeby  wyjść dziś gdzieś?
-Dla mnie spoko.- przytaknęłam.
-Ja w to wchodzę -zgodził się Leo. Teraz wszyscy patrzyliśmy się na Marceline. Spojrzałam na nią błagalnym wzrokiem.
-Co się tak gapicie?- zaczęła się śmiać. -Jasne że z wami idę! - powiedziała.
-No to super!- chwyciłam siostrę za rękę i wybiegłyśmy z domu. Nie długo byłyśmy na prowadzeniu zwłaszcza przez chorobę Marceline. Chłopaki dogonili nas szybciej niż nam się wydawało.

*Marceline*
Szliśmy chodnikiem wygłupiając się. Doszliśmy do wybrzeża nadal szalejąc. W końcu usiedliśmy na piasku chcąc odpocząć.
-Patrzcie. Budka z lodami!- Leo chyba myśli tylko o jedzeniu! - Kupić Wam?- wszyscy kiwneli głowami.
-Idę z Tobą bo albo zjesz wszystkie albo je wywalisz!- zaśmiała się Nicole.
-Haha. -Leo udawał że się śmieje razem z nami.
-No to my idziemy.- wstali i poszli. Zostałam sama z Charliem na plaży. Siedziałam i oglądałam wodę. Nikt się nie odzywał. Mi to nie przeszkadzało bo nadal byłam nieśmiała. Chyba tylko mi się to podobało.
-Marceline. -zaczął nie pewnie Charlie.
-Słucham...- próbowałam się uśmiechnąć ale chyba nie wyszło.
-Na pewno wszystko dobrze po ty...no wiesz- wiedziałam że o to zapyta...
-Możemy o tym nie rozmawiać...?  Nie potrafię o tym mówić... - Nie miałam ochoty rozmawiać o tym co mnie bolało.
-Jak wolisz. Ale pamiętaj że mu możesz powiedzieć wszystko.- uśmiechnął się
-Pamiętam -również się uśmiechnęłam i w tym momencie przyszli Niki i Leo. Miałam nadzieję że Nicole wiedziała jaki smak mi kupić i nie myliłam się.
-Waniliowe zgadłam? -podeszła i podała mi rożek.
-Myślałam że po prostu mnie znasz ale tak zgadłaś- zaczęłam się z niej śmiać.

*Nicole chwilę wcześniej *
-No to idziemy. -wstaliśmy i poszliśmy w kierunku budki z lodami. Przez chwilę szliśmy milcząc ale nie chciałam się odzywać tylko słuchałam szum wody.
-Ej! Ziemia do Nicole! -z moich myśli wyrwał mnie Leo.
-Co chcesz?- spytałam zdezorientowana.
-Haha nic.- powiedział śmiejąc się.
-No i co się śmiejesz? Ja tu plany snuję!
-Marzenia nie zawsze się spełniają!
-Czekaj daj mi policzyć ile marzeń spełniłam w ciagu tych kilku dni a się zdziwisz.
-Yhy. Licz. Ja poczekam.- zaśmiał się a ja faktycznie zaczęłam liczyć.
1: Poznałam moich idoli.
2: Zaśpiewałam przy nich.
3: Założyłam kanał z coverami
4: Napisałam piosenkę z Cysią
5: Nagrałam własną piosenkę w studiu
6: Nagrany klip pokazałam światu i się spodobał.
To chyba dużo jak na niecały tydzień.
-Sześć marzeń w ciągu niecałego tygodnia.- uśmiechnęłam się. W głowie brzmiało to dziwnie.
-Woow. No to Ci się udało. - dochodziliśmy do budki z lodami- Masz jeszcze jakieś marzenia?- spytał Leo.
-W tej chwili najważniejsze jest to żebym zgadła smak jaki lubi Marceline- zaśmiałam się.
-Naprawdę?  Marceline ti twoja siostra a ty nie wiesz jaki sma lodów lubi?
-Nie miałyśmy okazji wyjść razem na lody... odkąd tu mieszkamy wszystko jest inaczej...  gorzej.- jedna łza spłynęła mi po policzku.
-Ej. Co się stało?  -zamiast podejść do budki usiadłam na ławce a Leo obok mnie
-Marceline zawsze miała problem z ludźmi.  Była prześladowana i dręczona do tego jeszcze jej choroba a jak jedna osoba się dowiedziała to już później cała szkoła się z niej śmiała. Później coraz częściej miała ataki paniki z dnia na dzień była bardziej zdołowana a ja nie mogłam jej pomóc. W końcu tata się dowiedział i przeprowadziliśmy się tutaj. Nie uczęszczamy do szkoły tylko mamy lekcje w domu. Póki Marceline nie ustabilizowała się psychicznie nie wychodziliśmy z domu. Najwyżej na balkon. Dopiero miesiąc temu zaczęłyśmy 'normalne' życie. Kiedyś miałam przyjaciół a teraz mam tylko Marceline. Długo nie umiałam się pozbierać i...- przez chwilę chciałam mu powiedzieć o tym że się cięłam ale się powstrzymałam.
-Nicole nie musisz kończyć jak nie chcesz.- faktycznie nie chciałam kończyć bo musiałabym przyznać się jaka jestem głupia. Uznałam że prędzej czy później i tak by się dowiedział a skoro Marceline powiedziała o swojej chorobie to ja o tym też będę w stanie powiedzieć.
-No i wtedy... Ja...- łzy spływały po moich policzkach.- no i wtedy... chwyciłam po żyletkę... -nie potrafiłam dokończyć zdania. Nie wiem co mi strzeliło do głowy że mu powiedziałam.
-Jezu, Nicole...
-Wiem, jestem głupia i nienormalna ale ja nie umiałam inaczej. Zresztą Marceline też się cięła... ona zaczęła jeszcze w Polsce, ale ja już staram się nie ciąć, tylko Marceline nadal...
-Nicole... wcale po was tego nie widać... - był mocno zmieszany...
-Bo my chcemy żyć normalnie...- nie wiem jak i kiedy to się stało ale teraz siedziałam przytulona do Leo. Nadal chciało mi się płakać ale już mniej. Gdy już się uspokoiłam kupiliśmy lody.
-Leo...- zaczęłam. - Tylko ani słowa Marceline... Obiecasz?
-Obiecuję. -powiedział i jeszcze raz mnie przytulił. Gdyby nie fakt że czekają na nas Charlie i Marceline stałabym tak kilka dobrych godzin. Wróciliśmy do reszty 'ekipy' i w spokoju zjedliśmy rożki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz