piątek, 26 lutego 2016

Rozdział 12: Bo każdy mam takie sny z których nie chce się obudzić.

*Nicole*
Gdy tak siedzieliśmy usłyszałam jak otwierają się drzwi do domu zapewne Marceline wróciła. Nie wyszłabym na przywitanie gdyby nie to że mnie wolała.
-Nicole!  Jesteś w domu?- wstałam z kolan Leo i weszłam do salonu.
-Jestem. Nie krzycz tak. -zaczęłam się śmiać. Spojrzałam na nią
-Wybacz za tę rozmowę... - zaczęła.
-Już dobrze. Chodź tu- wyciągnęłam ręce w jej stronę a ona podeszła i mnie objęła.
-Nicole... chodź ze mną. Teraz to ważne -chwyciła mnie za rękę i wyszłyśmy z domu. Nie wiedziałam o co jej chodzi.
Doszłyśmy do parku. Usiadłyśmy na ławce. Popatrzyła się na mnie. A ja spojrzałam na nią pytająco.
-Wiesz że byłam na plaży ale nie sama...
-No tyle to wiem, z Charliem byłaś?
-No tak. Ale nie o to chodzi. Znaczy o to ale w innym sensie no znaczy...
-Plączesz się jakbyś miała powiedzieć coś mega trudnego do opisania...
-No bo takie jest!
-No dobra. Mów bo inaczej nie wyrobimy się do końca dnia!
-No i gdy stałam przy wodzie i patrzyłam się przed siebie podszedł Charlie i...
-I...?  Kończ bo jestem ciekawa!
-No i... i wtedy podszedł do mnie i... chwycił mnie za rękę...  i... rozmawialiśmy i... i potem usiedliśmy na piasku... no i...
-Czy ty chcesz powiedzieć to o czym myślę?! Marceline?!
-Jeśli myślisz o tym o czym ja to tak...
-Marceline! Naprawdę? Jesteście razem?!
-Nie... znaczy chyba... yyy...
-Czy ty chcesz powiedzieć że..
-Wiem jestem głupia i wogóle ale...
-Zamknij się. Nie jesteś głupia. Albo obie jesteśmy głupie...
-Nicole?!  Co się stało w domu gdy mnie nie było?  Słucham wyjaśnień.
-Egh... no byłam trochę zła po naszej rozmowie i poszłam na werandę no i zaczęłam przeglądać wszystkie portale społecznościowe i wtedy na werandę wszedł Leo... i chwilę pożartowaliśmy... i.. Leo wrócił do rozmowy z wczoraj...
-Jakiej rozmowy?
-O tym za chwilę...  w każdym razie powiedział że dziś nie wypuści mnie tak łatwo w sensie że nie przestanie mnie obejmować... i wtedy zaśmiałam się żeby dał mi wygodniej usiąść a on "rozkazał " mi żebym usiadła na jego kolanach no a że myślałam że on sobie żartuje to usiadłam a on naprawdę mnie objął to ja się do niego wtuliłam i zaczęliśmy rozmawiać a potem nie wiem jakim cudem ale jakoś tak wyszło że on zaczął mówić że coś do mnie czuje... Ja go tylko słuchałam i... w pewnym momencie był już blisko.... i no wiesz...

*Marceline*
-Nicole...-przerwałam jej. - Wy jesteście...? -No właśnie nie... przecież przeszkadzałabym mu w karierze... a co by pomyślały bambino? Przecież z niektórymi się przyjaźniłam...
-Niki... ja cię doskonale rozumiem. Bo... ja też w jakimś stopniu przez to nie odpowiedziałam jednoznacznie...
-Czekaj.. o co ci chodzi z tym jednoznacznie? Czegoś chyba nie zrozumiałam..
-yyy... no bo on poprosił mnie żebym się zastanowiła i ja się zgodziłam... -Nicole patrzyła na mnie z wytrzeszczonymi oczami. Nie potrafiłam się nie zaśmiać.
-Nadal nie rozumiem... ty coś czujesz do Charliego?
-Jakbym umiała Ci wyjaśnić co przy nim czuję to...to bym wyjaśniła...
-Motyle w brzuchu?
-Chyba tak... Nicole...?
-Słucham...
-A ty czujesz coś do Leo...?-spytałam niepewnie... w końcu chcę wiedzieć.
-Tak sądzę... przy nim naprawdę czuję się jak księżniczka...  lubię jak mnie tak nazywa... nawet jeśli przypomina mi to mamę.. tak bardzo mi jej brakuje..
-Nikosiu... mi też jej brakuje... ale mamy siebie... razem przetrwamy wszystko. Razem. Pamiętaj.  Razem.
-Na zawsze?
-Na zawsze. -Nicole zaczęły spływać łzy po policzkach. Ja sama nie mogłam powstrzymać łez...  w końcu jestem chora i nigdy nie wiadomo czy rano się obudzę..
Gdy już się uspokoiłyśmy zaczęłyśmy wracać do domu. Ten dzień zapowiadał się pełen niespodzianek. Wchodząc do domu przypomniałam sobie o lekach. Pobiegłam na górę ale zanim jednak weszłam po schodach wpadłam na Charliego...
-O matko! Przepraszam! Nic ci nie jest?- byłam trochę zdenerwowana bo mogło mu się coś stać..
-Wszystko w porządku. -uśmiechnął się a mi kamień spadł z serca.
-Naprawdę przepraszam.  Nie zauważyłam cie....
-Aż taki niski jestem? Czy raczej wysoki?
-Nie. Po prostu zamyśliłam się.
-W każdym razie jestem cały
-To dobrze. Teraz przepraszam ale bardzo mi sie śpieszy bo...
-Musisz zażyć leki?- puścił mi oczko
-Tak...
-W takim razie nie zatrzymuję cię. -powiedział i odszedł. Ja zaś weszłam na górę i zażyłam leki. Nie miałam ochoty schodzić na dół więc położyłam się na łóżku i zaczęłam myśleć. Nie wiem kiedy ale przysnęło mi się. Obudziłam się w samo południe. Poszłam jeszcze się przebrać i zeszłam na dół. W salonie była moja siostra która świrowała razem z Leo
-O! Wstała śpiąca królewna! - przywitała mnie. Jej żarty nigdy nie były śmieszne.
-Wstałam. Jak widzisz wstałam.
-Marceline wychodzisz gdzieś? -spytała
-No miałam w planie iść do galerii. A co?
-Idę z tobą siostra!
-Oke. Weź pieniądze i idziemy. -Niki wyszła z salonu a Leo spojrzał na mnie lekko zdziwiony.
-Popatrz. Wystawiła Cię dla siostry. To dopiero głupek -zaśmiałam się.
-Uważaj sobie Marceline. -zaczął się śmiać.
-Haha już się boję.
-Powinnaś.
-Marceline! Idziesz?- to była moja siostra.
-Idę! -krzyknęłam. -.Jeśli chcesz z nią być,  zawalcz o nią. Pamiętaj że ja wszystko wiem. Przede mną nic się nie ukryje!- zwróciłam się do Leo a on znowu zaczął się śmiać. Wyszłam z domu przed którym czekała Nicole. Uśmiechnęłam się do niej i ruszyłyśmy do galerii. Wchodząc zaczepiło nas kilka dziewczyn które popłakały się na nasz widok. Z tego co wywnioskowałam 'pomogłyśmy' im. Chwilę porozmawiałyśmy i zrobiłyśmy sobie z nimi zdjęcia. Na pożegnanie każdą z osobna przytuliłyśmy. Gdy już odeszłyśmy parę kroków dalej Niki nie mogła opanować emocji.
-To chyba najlepszy dzień w moim życiu. Po pierwsze sytuacja z rana -Niki nie chciała mówić o tym przy ludziach- to jeszcze mamy fanki! Spełnienie wszystkich marzeń!
-Też się cieszę Niki. A teraz chodź na te zakupy bo nie wyrobimy się do wieczora.
-No ja nie spałam od rana do południa!
-To trzeba mnie było obudzić!
-Byłam zajęta...
-Oj no wiem! Przecież widziałam jak zeszłam na dół.
-Nie pozwalaj sobie Marceline.
-Który raz ja już dzisiaj to słyszę? - obie zaczęłyśmy się śmiać i ruszyłyśmy robić zakupy. Ogólnie wypad do galerii minął bardzo przyjemnie. Co jakiś czas spotkałyśmy po kilka naszych fanek. Nie wiedziałam że tworząc można tak uszczęśliwiać i pomagać innym. Tyle dziewczyn płakało na nasz widok. Zdziwił mnie ten fakt bo jeszcze rano oglądały nas tylko polskie bambinos które kiedyś poznałyśmy.

*Nicole *
Gdy wracałyśmy do domu zatrzymała nas grupka dziewcząt. Z każdą z osobna zrobiłyśmy zdjęcie, podpisałyśmy się na kartkach (ja wolę powiedzieć że dałyśmy autografy ale Marceline nie umie przyjąć tego do wiadomości. ) i każdą przytuliłyśmy. Gdy już odeszły spojrzałam na siostrę. Jeszcze nigdy nie była taka szczęśliwa. Znaczy... była ale to jeszcze wtedy kiedy żyła mama i miała garstkę znajomych. Potem jej uśmiech był sztuczny. Udawany i bardziej smutny niż szczęśliwy. W każdym razie była szczęśliwa.
-Nicole. Może to czas aby zacząć myśleć nad kolejnym utworem?
-No coś warto by zacząć robić. Tylko co tym razem?
-Może...
-Nie Marceline! Ty jak coś wymyślisz to zapewne będzie to o...
-Siostrzanej miłości. Chyba nie myślałaś że będę chciała pisać o...
-Dobra. Nie wiem od kiedy jesteś taka wesoła ale to na pewno nie ta sama Marceline. Albo w sumie...
-Co masz na myśli siostrzyczko?
-A nie nic. Wiesz że cię kocham?
-Wiem. Ale od tego tematu się nie wywiniesz. Teraz wracamy do domu i piszemy o siostrzanej miłości.  Kurna dziwnie to brzmi.
-Marceline!
-Co?
-Od kiedy ty się tak wyrażasz?
-Od... Od kiedy... - łzy zaczęły napływać do jej oczu. Zrozumiałam że poruszyłam nie ten temat o który mi chodziło.
-Marceline! Matko przepraszam!
-Nic się nie stało...  wracajmy już do domu. Oke?
-Jasne.- Cysia otarła łzy i znów byłyśmy w drodze do domu. Gdy już dotarłyśmy każda poszła do swojego pokoju by zacząć komponować nowy utwór. Minuty mijały a ja nie potrafiłam wymyśleć ani słowa. Znaczy coś miałam ale nie było wystarczająco dobre.

*Marceline *
Będąc w pokoju nie potrafiłam nic napisać. Niby łatwy temat ale nie potrafiłam ubrać tego w słowa. Minuty mijały a ja siedziałam bezczynnie nagle z moich myśli wyrwało mnie pukanie do drzwi. Sądziłam że to Nicole już napisała wszystko co uważała za potrzebne ale myliłam się.
-Proszę. -krzyknęłam
-Hej Marceline. Co tam kombinujesz?- to był Charlie. W sumie kogi innego się mogłam spodziewać?
-Hej. Ja niczego nie kombinuje. Siedzę i staram się coś wymyślić bo inaczej Nicole mnie zabije.
-Myślisz nad piosenką?
-Tak. Znając życie Nicole już napisała dziesięć zwrotek a ja będę musiała wybrać minimalnie dwie a sama nie mam refrenu...
-O czym ma być?
-Poczekaj na oficjalne nagranie wtedy się dowiesz.- zaśmiałam się.
-Marceline. Mam sprawę.
-Słucham. Co jes?
-Musisz mi coś obiecać.
-Ym... co takiego..?
-Marceline. Obiecaj że przestaniesz się ciąć. Proszę.
-Charlie... mogę Ci obiecać wszystko tylko nie to... nie potrafię tego obiecać...
-Czemu? Marceline. Czemu?
-Bo jestem psychicznie chorą kompleksiarą... tnę się bo już nie wytrzymuje!
-Nie jesteś psychicznie chora...
-Charlie... Oni wszyscy mnie zniszczyli... fizycznie i psychicznie... w nocy potrafię nie spać do samego rana bo słyszę ich głosy które się ze mnie wyśmiewają...
-Marceline. Pamiętaj że zawsze jest ktoś kto może Ci pomóc.
-Wszyscy próbowali...  nikt nie umiał...
-Nie rozmawiałaś o tym z Leo. On też był prześladowany a teraz uśmiech nie schodzi mu z twarzy.
-Ja nie potrafię o tym mówić.
-Jakoś teraz ze mną o tym rozmawiasz.
-Ale będę mu musiała powiedzieć że się tnę...
-Dasz radę. Jak chcesz mogę być przy tej rozmowie.
-Dziękuję.
-To ja pójdę po Leo. - powiedział i wyszedł. Nie wiedziałam czemu się na to zgodziłam. Usiadłam na łóżku i przytuliłam się do poduszki. Nie czekałam długo na chłopaków. Weszli a Charlie przymknął drzwi.
-Marceline. Powiesz mi dokładnie o co chodzi...? Szczegóły. -usiadł obok mnie
-Bo w trzeciej klasie szkoły podstawowej mieliśmy występ z okazji dni otwartych szkoły...  ja nigdy nie występowałam bo byłam i jestem bardzo nieśmiała... wtedy spotkałam moją dawną przyjaciółkę z innej szkoły bo po drugiej klasie się przeprowadziłam. Łucja znaczy Lucy chciała przytulić się na przywitanie a tak naprawdę przykleiła mi kartkę z obelgą na plecach. Cała szkoła śmiała się ze mnie. Później gdy już to odkleiłam Lucy niby przypadkowo oblała mnie wrzątkiem a potem chcąc mi podać zimną wodę abym mogła przyłożyć do oparzonej ręki ona rzuciła we mnie ciastem i znowu stałam się pośmiewiskiem. Trzecią klasę jeszcze wytrzymałam ale z roku na rok było coraz gorzej. Gdy byłam już w naszym polskim gimnazjum zmarła nasza mama i tak naprawdę wtedy zaczęło się dla mnie najgorsze lata. Byłam wyzywana od najgorszych i używali na mnie mnóstwo niecenzuralnych słów. Załamałam się i wtedy...- głos mi się załamał. - i wtedy pocięłam się po raz pierwszy. Wtedy nie myślałam co będzie później więc mam jedną bliznę na nadgarstku. Później gdy uświadomiłam sobie jak będą wyglądać moje ręce zaczęłam ciąć swój brzuch...
Pod koniec ostatniej klasy gimnazjum mój tata dowiedział się że jestem prześladowana postanowił że przeprowadzimy się tutaj. Ale to nic nie pomogło. Guwernantka nie uczy nas bo lubi tylko dla pieniędzy a ja zaczęłam bać się ludzi... jakiś miesiąc temu pierwszy raz wyszłam z domu... Biorąc pod uwagę stan mojego zdrowia bardzo czesto miałam ataki paniki i to nie pozwalało mi wyjść do ludzi... Dopiero od miesiąca potrafię zasnąć a nie siedzieć przez całą noc bo słyszę wszystkie te obelgi... Najbardziej zabolało jak znajmowi zaczęli wyśmiewać się z mojej choroby... niedługo po tym cała szkoła wiedziała. Nie miałam życia. Ostatnio gdy znowu słyszę te wszystkie głosy zaczynam się ciąć... To wszystko jest za trudne... Gdyby nie Nicole nie byłoby mnie tutaj... jestem tu tylko dla niej a przecież moje serce może stanąć w każdej chwili... Oni zniszczyli mnie psychicznie i fizicznie... oni potrafili mnie bić... Ja byłam tylko szmatą...  nędzną małą szmatą...- przez cały ten czas łzy spływały mi po policzkach. Nie jestem w stanie uwierzyć że to powiedziałam.
-Marceline...- spojrzałam na bruneta.- Co było to zostanie w twojej pamięci już na zawsze ale pamiętaj że trzeba żyć chwilą. Skoro mówisz że nie wiesz kiedy stanie Ci serce to żyj teraźniejszością. Wiem że nie dasz rady zapomnieć o tym wszystkim ale pamiętaj że życie potrafi zaskakiwać a ty musisz być gotowa aby przyjąć całe dobro jakie chce ci dać. Pamiętaj że masz Nicole, tate Charliego i mnie. Nie ważne co było wczoraj. A tym bardziej nie przejmuj się tym co było lata temu. Rób to co kochasz z ludźmi których kochasz. I musisz wiedzieć jedno. Żyletka nie pomoże, ale przyjaciel już tak. Staraj się nie ciąć a jeżeli nie będziesz wiedziała co masz ze sobą zrobić gdy czujesz że tylko żyletka pomoże, przyjdź do Nicole, do mnie lub do Charliego i spróbuj zapomnieć. Albo zacznij robić to co kochasz. Staraj się nie myśleć o tym. I pamiętaj. Jesteś silna i dasz radę.
-Dziękuję Leo... dziękuję. -powiedziałam ocierając łzy. W tym momencie Charlie ruszył się ze swojego miejsca pod ścianą i podszedł mnie przytulić. Leo cały czas siedział obok mnie. W tym momencie do pokoju weszła Nicole.
-Cysia.. ej co tu się stanęło się? I czemu ja nic nie wiem?! -gdy krzyknęła wszyscy odwróciliśmy się w jej stronę a tym samym Charlie mnie puścił.
-Nicole ty pierwsza wszystko wiedziałaś.
-O spotkaniu w Twoim pokoju nie!
-Nie o to chodzi... potrzebowałam pomocy z moją przeszłością...
-to nie zmienia faktu że ja powinnam przy tym być!
-Nicole nie pomagasz -zaśmiał sie Leo.
-Oj cicho! -podeszła i mnie przytuliła.- następnym razem chcę uczestniczyć w tak poważnej rozmowie. Zrozumiano?
-Uczestniczyłaś w poważniejszej.
-Dobra, dobra. Koniec marudzenia Marceline mamy poważną kwestie do obgadania. We dwie.
-My też chcemy uczestniczyć w poważnej rozmowie.- zaśmiał się Leo.
-Naprawdę Leo? Naprawdę?
-Naprawdę.
-No dobra Nicole. I tak wiem o co ci chodzi a z mojej strony nic nie wyszło i refrenu nie ma.
-No bo właśnie zwrotki też nie ma.
-Czyli coś innego?
-Tak. Tylko co?
-A może by tak...- wtrącił Leo.
-Nagrać coś we czwórkę? -dokończył Charlie.- miałybyście małe promo.
-Jak dla mnie spoko. A ty co o tym myślisz Marceline?
-Czemu by nie?
-To ja z Nicole napiszemy zwrotki a ty z Charliem refren.- rozporządził Leo.
-Ale o czym bedziemy pisać?
-No właśnie... O czym?- ja siedziałam cicho i myślałam.
-Co powiecie o... - szczerze nie słyszałam co powiedział Charlie bo zaczęłam nucić sobie jedną z polskich piosenek:
"Marzenia się spełniają tylko mocno mocno mocno w nie wierz ściskaj ręce co sił oczy zamknij też" i w tyn momencie mnie olśniło!
-Wiem!- podskoczyłam.
-Co wiesz?- spytali wszyscy chórem
-Zaśpiewajmy o marzeniach! Nicole ty pamiętasz ile marzeń miałaś które dotyczyły śpiewania rapowania czy ogólnie muzyki? Chłopaki a wy przecież też spełniacie marzenia!
-Czemu by nie?- pierwszy zgodził się Charlie. Uśmiechnęłam się do niego.
-Fajny pomysł -przytaknął Leo.
-Pod jednym warunkiem siostrzyczko.
-Słucham więc.
-Tym razem ja wybieram sale gdzie będziemy nagrywać!
-Oj no dobra!
-Oke. To my z Leo idziemy do mnie. Powodzenia!
-Nawzajem!- zostaliśmy z Charliem sami w pokoju wiec usiedliśmy i zaczęła się burza mózgów.  Czas mijał nam naprawdę szybko.

-------------------------------------------------------------------
Przepraszam że tak długo czekaliście ale miałam parę ważnych spraw do załatwienia ^_^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz