*Marceline*
Gdy się obudziłam Charliego już nie było. Logiczne że poszedł do siebie jak zasnęłam. Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki zrobić poranną rutynę. Gdy zeszłam na dół było cicho i pusto. Spojrzałam na zegarek. Była dopiero 8:15 więc poszłam do kuchni zrobić sobie śniadanie. O dziwo w kuchni zastałam Charliego.
-O cześć. -przywitałam się.
-Hej. Jak się spało? -odwrócił sie przodem do mnie i uśmiechnął się.
-Dobrze, nie przygniotłam cię?
-Nie. Jak widzisz nadal żyje więc nie.
-Myślałam że tylko ja wstaje tak wcześnie.
-No jak widzisz myliłaś się.
Zaczęłam robić sobie śniadanie. Nie byłam jakoś bardzo głodna więc zrobiłam sobie płatki z mlekiem.
-Marceline. Chciałabyś wyjść gdzieś i się przejść po śniadaniu? -zapytał Charlie
-Chętnie -uśmiechnęłam się i zaczęłam jeść moje śniadanie. Gdy zjadłam odłożyłam miskę do zmywarki. Poszłam do salonu gdzie czekał blondyn. Ubraliśmy buty i wyszliśmy z domu. Było ciepło ale nie gorąco. Poszliśmy na plażę. Rano było pusto. Tylko my we dwoje. Było pięknie. Zdjęłam buty żeby łatwiej było chodzić po piasku. Gdy doszłam do miejsca w którym woda moczyła mi stopy stanęłam i przyglądałam się choryzontowi. Gdy tak stałam podszedł do mnie Charlie którego nie wiem kiedy zostawiłam w tyle. Podszedł i chwycił mnie za rękę. Spojrzałam na niego a on się tylko uśmiechnął. Nagle zadzwonił telefon. Dzwoniła Nicole.
-Gdzie jesteś?!
-Wyszłam się przewietrzyć.
-No ale gdzie jesteś?!
-Na plaży.
-Marceline. Naprawdę? A leki wzięłaś?
-Wezmę jak wrócę. Okej?
-Dobra. A wiesz gdzie jest Charlie?
-Obok mnie.
-Yhy. Pamiętaj że jak będziecie wychodzić to chociaż kartkę zostawcie bo ja się o ciebie martwię!
-Nie nudź. Jestem starsza i umiem o siebie zadbać.
-Marceline a gdybyś zasłabła?
-Nie jestem sama.
-Zrozum że martwię się o ciebie.
-Dobra. Ja kończe. Pa.
-Pa. -rozłączyłam się a blondyn spojrzał na mnie jakby próbował się nie zaśmiać. Popatrzyłam na niego z politowaniem. Odeszłam parę kroków od wody tak aby mnie nie zalewała i usiadłam a chłopak obok mnie.
-Nicole dzwoniła? -spytał po chwili.
-Tak. Zawsze jak rano wychodzę ma do mnie pretensje że chce się przewietrzyć
-Uroki rodzeństwa.
-Niestety. -słońce pięknie świeciło. Ja patrzyłam się w wodę jak zaczarowana.
-Marceline...- spojrzałam na Charliego.- Ja... chciałem Ci coś powiedzieć... - nie byłam pewna do czego dążył. Oparłam tylko głowę o jego ramie i zaczęłam słuchać. - długo myślałem i... jestem pewny że... - spojrzałam mu w jego piękne niebieskie oczy. Nie czekałam dłużej na jego plątaninę zbliżył się do mnie i delikatnie pocałował. Spojrzałam na niego a on wyraźnie się zmieszał.
-Marceline...
-Nic nie mów. Niech zostanie tak jak jest - powiedziałam i wtuliłam się w chlopaka.
-Kocham Cie.- usłyszałam jak szepnął do mojego ucha. Nie mogłam w to uwierzyc.
Spojrzałam na niego i go pocałowałam.
Po kilku minutach siedzenia wstaliśmy i zaczęliśmy wracać do domu.
-Marceline. Mam jeszcze jedno pytanie.
-Charlie... ja nie jestem jeszcze gotowa na coś więcej... ja nie potrafiłabym żyć w świadomości że ktoś kogo kocham jest na drugim końcu świata i prawdopodobnie zapomniał że istnieje.
-Nie mów tak!
-Ale taka jest prawda!
-Marceline. Proszę.
-Charlie... zastanowię się... - stanęliśmy na chodniku a Charlie pocałował mnie w policzek. Zaraz potem chwycił mnie za rękę i znowu szliśmy w kierunku domu.
*Nicole*
Po rozmowie z Marceline byłam wściekła. Poszła. Na werandę i zaczęłam sprawdzać internety. Nie zauważyłam jak na werandę wszedł Leo. Usiadł obok mnie a ja oderwałam się od telefonu.
-Co tam księżniczko? -spytał.
-Nie jestem księżniczką.
-Jesteś - puścił mi oczko.
-Wspominałam już że umrzesz marnie z moich rąk? -zaśmiałam się
-Z raz. -przesunął się bliżej mnie.
-A dziś Ci przypominam.
-Dobrze. Będę pamiętał. Ale ty chyba zapomniałaś jednego.
-Czego niby?- objął mnie
-Dziś nie puszczę Cię tak latwo księżniczko. -uśmiechnął się.
-Jesteś niemożliwy.
-Wiem. -pocałował mnie w czoło.
-Ej kolego. Nie pozwalaj sobie.
-Dobra, dobra.
-Dałbyś mi chociaż wygodnie usiąść.
-W takim razie choć na kolana. -zaśmiał się i pozwolił usiąść mi na kolanach.
-Odrazu lepiej- uśmiechnęłam się.
-Nicole muszę Ci coś powiedzieć. - zaczął -Co jest kolego? -spojrzałam w jego wielkie oczy.
-Nicole... Po tym co stało się wczoraj... ja jestem pewny jednego.- nie chciałam mu przerywać bo bałam się że tylko sobie żartuje. Chwile pełne napięcia...- Wiem że...- zaczął szeptać do mojego ucha.- jesteś wyjątkowa... i wiem że... - Na tę chwilę czekałam od ich przyjazdu!- czuję do ciebie coś więcej niż do przyjaciela...- spojrzałam mu prosto w oczy... zaczął się zbliżać... i w końcu stało się. Sam Leondre Devieres mnie pocałował.
-Leo... ja nie mogę...
-Nicole? Coś się stało?
-Nie potrafię... masz fanki które cię potrzebują a ja przeszkadzam Ci w porozumiewaniu się z nimi...
-Nie przeszkadzasz. Nicole... ja naprawdę Cię kocham.
-Ale po nagraniach będziesz musiał wracać... Będziesz daleko i zapomnisz... a to boli najbardziej.
-Nie kilometry dzielą ludzi, lecz obojętność.
-Leo...
-Co jest księżniczko?
-Nie puszczaj mnie. Proszę. Nie puszczaj. -Nie mam takiego zamiaru. Kocham Cię księżniczko. -pocałował mnie jeszcze raz.
-Dziękuję...
-Za co?
-Że jesteś, że mnie pocieszasz, że zaakceptowałeś mnie.
-Nicole... nie rozumiem...
-Nie da się kochać dziewczyny z bliznami.
-Jak widzisz. Ja potrafiłem.
-Dziękuję.
-------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję że rozdział się podoba^^ nareszcie zaczyna sie dziać ^^ czekajcie na dalsze rozdziały ^^
Bay ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz